Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 22:07 Witam, pisze na forum bo nie mam z kim o tym pogadać. A sytuacja mnie 3 lata po ślubie, przed ślubem byliśmy 4lata razem. Przed ślubem były wzloty i upadki. Raz lepiej raz gorzej ale zawsze udawało Nam się przejść problemy i żyć dalej. Po ślubie sytuacja się zmieniła. Kupiliśmy dom wzięliśmy kredyt. Nie mamy dzieci, mój mąż nie może mieć dzieci. Ja nie nalegam, kilka razy padło słowo in vitro. Ale mąż twierdzi że to jest drogie i na tym temat ucichł. Przed ślubem to ja zarabiałam kilka razy więcej od męża niestety jakiś czas temu sytuacja się odwróciła. A co za tym idzie zmieniła się nasza sytuacja materialna. Nie jest kolorowo, nie odpływy w luksusy ale stać nas raz do roku na zagraniczne wakacje, wypad na weekend. Niestety dla mojego męża to za mało, przyzwyczaił się do poprzedniej sytuacji i do tego że nie musieliśmy liczyc pieniędzy bo zawsze było ich nadto i nie przejmowaliśmy się sprawami bieżącymi jak rachunki czy zakupy. Teraz wygląda to inaczej ale mi to nie przeszkadza. Wiadomo każdy chce zarabiać coraz więcej ale zmieniłam pracę zarobki też. Nic nie poradzę na to że zarabiam mniej. Nigdy nie wypominalam mężowi że zarabiał mniej niż ja. Nawet przed ślubem mój i jego zarobek był naszym wspólnym i razem go wydawaliśmy. Teraz cały czas słyszę że ja mało zarabiam że jestem utrzymanka, że to przeze mnie mamy mniej kasy itp itd. Doszło do tego że kłócimy się o wszystko, zaczynając od małych pierdol po większe dycyzje. Coraz częściej pada słowo rozwód. Już kilka razy usłyszałam że to ja mam się wyprowadzić bo to jego dom bo on płaci kredyt. Ale o tym kto tankuje samochody płaci za jedzenie to nikt nie myśli. Aby było lepiej jestem w stanie odmówić sobie nowej torebki czy butów by mąż karnet na basen czy siłownię bym znowu nie usłyszała że za mało zarabiam i na nic nas nie stać. Sama nie pamiętam kiedy kupiłam sobie coś nowego a tylko słyszę że jestem na jego utrzymanie i całymi dniami nic nie robię ( mam nielimitowany czas pracy i często jestem w domu, bo w nim pracuje). Jestem na skraju załamania nerwowego. Nic mnie nie cieszy, nie mam ochoty wychodzić ze znajomymi, na dostatek smutki zajadam co również przyczyniło się do tego że przytyłam ok 20kg i nie dość że jestem utrzymanka to jeszcze jestem gruba. Seks w naszym małżeństwie to obowiązek raz na kwartał jak nie rzadziej. Nigdy nie dziecko bo wiem jaka jest sytuacja i że w naszym wypadku to nie będzie proste ale z wiekiem coraz częściej odzywa się instynkt macierzyński i zazdroszczę koleżanka które są mamami. Nic nie mówię by znowu nie wywoływac kłótni. I tak usłyszę że nie stać nas na dziecko, poza tym dziecko to obowiązek a on nie chce dzieci bo dzieci go wkurzają itp. Staram się dawać z siebie 100% gotowanie sprzątanie pranie nawet typowe męskie zajęcia typu koszenie trawy czy wymiana żarówki. O te męskie zajęcia nigdy nie mogę się doprosić męża bo twierdzi że nie ma czasu pomimo że kończy pracę o 15stej. Jako że często pracuje w domu to jak twierdzi mój przecież to nie jest praca więc mam w domu ogarniać dosłownie wszystko :( Zamknęłam się w sobie, nie mam nikogo kto by mnie zrozumiał i czuję się okropnie. Mąż w weekendy wychodzi z kumplami na miasto a ja zostaje sama z butelką wina :( Nie wiem co mam robić. Terapia nie wchodzi w grę bo on nigdy się na to nie zgodzi. Twierdzi że on nie ma problemu. Tylko to wszystko przeze mnie i to ja mam problem bo mamy mniej kasy i nie na wszystko nas nie stać. Z miesiąca na miesiąc jest tylko gorzej. Czuję się nic nie warta i nie wiem co że sobą zrobić. Myślałam że wspólne wakacje za granicą czy wyjście na kolację pomaga ale niestety wszystko kończy się kłótnia i mąż traktuje mnie jak powietrze albo jeśli chce pogadać ucina temat myślę sobie że będąc w innym związku nie miałabym takich problemów np. nie czekaliby mnie inspirują vitro (o ile kiedyś do niego dojdzie, bo Jaśnie Pan może zawsze twierdzić że nie chce dzieci). Nigdy tego nie wypominalam mężowi clby nie robić mu przykrości ale on mi przykrości nie oszczędza. Odnosi się do mnie gorzej niż do zwierzęcia :( Przepraszam że się tak rozpisalam ale musiałam sobie kto mnie wesprze w problemie bo nie wiem co że sobą zrobić. Dołączył: 2009-05-18 Miasto: Rajskie Wyspy Liczba postów: 86172 15 sierpnia 2017, 23:20 Raczej bym nie wierzyła w to, że jak zaszlabys w ciążę to nagle by się obudziły w nim pokłady rodzicielskiej miłości...zwłaszcza, jeśli macie problemy i bez in vitro w ciążę nie zajdzisz. Nie możesz zmusić go do on się stresuje tym, że nie daje rady zarobić tyle, by pokryć Wasze potrzeby. Może wcale psychicznie nie czuje się super z tym, że Ty rezygnujesz z rzeczy dla siebie, żeby on na coś miał. Z tym, ze to jednak Ty zapewnialas Wam lepszy byt. Facetom ciężko jest się przyznać do takich porażek, a tak pewnie myśli. Może to rodzi w nim kolejne frustracje. Naiwnie myśląc oczywiscie, ale kto wie... Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 23:21 Moze przeczytaj sobie ksiazke o kobietach, ktore kochaja za bardzo. Przykre co piszesz... a nawet zalosne... Za forse kupowac szacunek dla siebie.... nie no... bez jajNie chcę kupować szacunku. Ale mnie zrozumialyscie. Mówię tylko że tak się wtedy czułam. Nie czuję się teraz źle że zarabiam mniej bo mam pracę z której czerpie satysfakcje i nie muszę się płaszczyć przed szefem. Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 23:23 cancri napisał(a):Raczej bym nie wierzyła w to, że jak zaszlabys w ciążę to nagle by się obudziły w nim pokłady rodzicielskiej miłości...zwłaszcza, jeśli macie problemy i bez in vitro w ciążę nie zajdzisz. Nie możesz zmusić go do on się stresuje tym, że nie daje rady zarobić tyle, by pokryć Wasze potrzeby. Może wcale psychicznie nie czuje się super z tym, że Ty rezygnujesz z rzeczy dla siebie, żeby on na coś miał. Z tym, ze to jednak Ty zapewnialas Wam lepszy byt. Facetom ciężko jest się przyznać do takich porażek, a tak pewnie myśli. Może to rodzi w nim kolejne frustracje. Naiwnie myśląc oczywiscie, ale kto wie...Też o tym myslalam ale tyle razy chciałam z nim o tym pogadać i nic. Nie powiem że kilka razy podczas kłótni o kasę powiedziałam że ma iść na drugi etat jak tak mu zle. Mnie jakoś nikt nie żałował gdy pracowałam całe dnie. Niestety wtedy jest jeszcze gorzej. Ani prośba ani groźba :( Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 23:25 pianazbialek napisał(a):Karolinkaaa2017 napisał(a):Posterisan napisał(a):Serio, facet nazywa cię gruba utrzymanką, a ty chcesz sobie dzieciaka z nim robić? Może ja się nie znam, nie jestem w końcu mężatką. Ale dla mnie to jest jakich chory na etapie że tak mocno odezwał się instynkt macierzyński że gdyby jutro mi powiedział że jedziemy do kliniki to bym od razu się spakowała i jechała. Nie zważając na to jak jest między więcej moze jestem glupia ale w duchu myślałam że może gdybyśmy mieli dziecko byłoby inaczej. nawet jeśli on się zgodzi na to dziecko, to nie powinnaś go mieć, bo zafundujesz dziecku fatalnego ojca i życie, chciałabyś żeby tak samo jak ciebie a może i gorzej traktował dziecko, żeby miało traumę? On się zmieni, jak schudniesz i przyniesiesz do domu pieniądze. Nie miej złudzeń. To nie jest materiał na ojca ani męża. W małżeństwie ludzie powinni się wspierać kiedy jest źle, a nie kochać tylko kiedy jest dobrze. Ludzie się rozwodzą, kredyt was wcale nie wiarze, on może cię spłacić, może wziasc cały kredyt na siebie. Ludzie mają kredyty a się tak ale dlaczego jak zajmuje się cudzymi dziećmi nie sprawia mu to problemu i nie widać że go dzieci drażnią czy denerwują ? Tego nie mogę zrozumieć. Dołączył: 2011-09-10 Miasto: Warszawa Liczba postów: 11259 15 sierpnia 2017, 23:25 Przykre, ale chyba faktycznie trafiłaś na kogoś, kto był z Tobą dla pieniędzy. Ja bym na razie zacisnęła zęby i skupiła się na rozwijaniu firmy i zadbaniu o siebie. A potem bym się zastanawiała dalej. Według mnie nie warto teraz robić rewolucji. Rozwód w tej chwili i walka o wszystko wcale nie poprawią Twojej sytuacji. Jakoś strasznie Ci ten mąż kołków na głowie nie ciosa, chociaż Cię nie szanuje. Ale mimo wszystko masz dach nad głową i możesz pracować. Zdystansuj się, nie odpowiadaj na zaczepki, nie poruszaj tematu dzieci. Zacznij żyć własnym życiem. Odbij się od własnego dna. A jak już się odbijesz, to Twoje decyzje będą z zupełnie innej pozycji. Dołączył: 2017-05-09 Miasto: Za Górami Liczba postów: 70 15 sierpnia 2017, 23:27 Karolinkaaa2017 napisał(a):smoothmoves napisał(a):Karolinkaaa2017 napisał(a):Tak przed ślubem ustalimy że chcemy dzieci. Wiedzieliśmy już wtedy że nie będzie to proste i czeka nas in vitro. Jakoś nigdy wcześniej nie mówił że mu dzieci przeszkadzają i ich nie chce. A dla mnie ostatnio to duży problem. Oglądając zdjęcia koleżanek i ich dzieci łzy cisna mi się do oczu :(W takim razie odwołaj się do tego co ustalaliście. Normalnie tracę wiarę w ludzi - na każdy problem małżeński prawie jednogłośnie na forum zapada wyrok: najlepszy takie mamy czasu że najprościej się się odwołuje do tego co kiedyś mówił to on stwierdza że teraz myśli inaczej. Nie lubi dzieci, nie chce się nimi zajmować. A gdy już mu przyjdzie się chwilę zająć np podczas grupa dzieckiem znajomych to widzę że dobrze się bawi i nie sprawia mu to kłopotu. Jedynka on twierdzi że cudze co innego bo jest na może jednak tego kretyna pobronie, bo jednak każdy ma prawo zmienić zdanie. To lepiej żeby miał dziecko mimo, że go nie chce i go nie kochał, czy lepiej że powiedział prawdę, że teraz się zmienił i myśli inaczej? Bo chyba lepsza ta druga opcja. Ja nie jestem za rozwodami, kiedy oboje chcą ratować związek, widzą problemy, chcą zmiany, ale tutaj facet jak sama piszesz obraża cię, krzyczy, nie wspiera w trudnych monetach, wykorzystuje, wyręcza się tobą, a w kłótniach używa wulgaryzmów. Serio? To jest normalne? Ja jestem z takiej rodziny, i pamiętam jak było mi źle w dzieciństwie, dlatego mam nadzieję, że nawet jeśli zmusisz męża do posiadania dzieci to nie uda Ci się zajść w ciążę, bo dziecko zaluguje na dobrego ojca i na matkę, która zamiast własnych potrzeb (bo ja chcę mieć dziecko za wszelką cenę) myśli o jego dobru. Ogarnij się dziewczyno. Jak będziesz miała 50lat i wtedy to naprawdę będzie ciężej zrealizować te marzenia będzie cholernie za późno. On się zmieni? Taaa, jasne, takie rzeczy to w filmach. Dołączył: 2017-05-09 Miasto: Za Górami Liczba postów: 70 15 sierpnia 2017, 23:29 Karolinkaaa2017 napisał(a):pianazbialek napisał(a):Karolinkaaa2017 napisał(a):Posterisan napisał(a):Serio, facet nazywa cię gruba utrzymanką, a ty chcesz sobie dzieciaka z nim robić? Może ja się nie znam, nie jestem w końcu mężatką. Ale dla mnie to jest jakich chory na etapie że tak mocno odezwał się instynkt macierzyński że gdyby jutro mi powiedział że jedziemy do kliniki to bym od razu się spakowała i jechała. Nie zważając na to jak jest między więcej moze jestem glupia ale w duchu myślałam że może gdybyśmy mieli dziecko byłoby inaczej. nawet jeśli on się zgodzi na to dziecko, to nie powinnaś go mieć, bo zafundujesz dziecku fatalnego ojca i życie, chciałabyś żeby tak samo jak ciebie a może i gorzej traktował dziecko, żeby miało traumę? On się zmieni, jak schudniesz i przyniesiesz do domu pieniądze. Nie miej złudzeń. To nie jest materiał na ojca ani męża. W małżeństwie ludzie powinni się wspierać kiedy jest źle, a nie kochać tylko kiedy jest dobrze. Ludzie się rozwodzą, kredyt was wcale nie wiarze, on może cię spłacić, może wziasc cały kredyt na siebie. Ludzie mają kredyty a się tak ale dlaczego jak zajmuje się cudzymi dziećmi nie sprawia mu to problemu i nie widać że go dzieci drażnią czy denerwują ? Tego nie mogę cudze dzieci na godzinę to nie to samo co swoje na całe życie. Bo dziecko to jest wyrzeczenie. A może tak naprawdę on by chciał mieć dziecko, ale nie z Tobą, tylko czeka aż pojawi się inna, a z tobą jest do tego czasu, nie możesz tego wykluczyć w sytuacji w której jesteś. Obudź się, samymi Twoimi chęciami nie uratujesz tego małżeństwa. sofro 15 sierpnia 2017, 23:30 Karolinka, albo ty cos nie rozumiesz z zycia, albo zadna osoba na tym forum nie rozumie zycia. Tlumaczysz sie juz 5 strone - i w sumie nie wiadomo co chcesz udawadniac. Dupka nie da sie obronic. Strach, ze sobie sama nie dasz rady - tez jest taki troche patykiem na wodzie pisany - jestes sama, wiec nawet jako wspollokatorka mozesz placic polowe czynszu). Jaki sens siedziec w zwiazku i marzyc o zdradzie? Facet ci zarzuca, ze jestes jego utrzymanka a chcesz fundnac sobie dziecko z nie jego sperma.... czyli nastepna osobe na jego utryzmaniu. Powaznie tak wyglada wg ciebie szczescie?Naprawde nie rozumiesz prostego przekazu jaki ci facet daje? Nie kocha cie i nie szanuje, bo za malo zarabaisz. Seksu nie ma bo za malo zarabiasz. Dziecka nie ma bo za malo zarabiasz. Czego tutaj nie rozumiesz?Nikt ci nie zarzuca, ze odeszlas z dobzre platnej pracy, po co o szefie wspominasz? Tutaj an forum nie ma tego twojego buca, abys musiala o tym mowic. Edytowany przez 15 sierpnia 2017, 23:32 Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 23:30 AgnieszkaHiacynta napisał(a):Przykre, ale chyba faktycznie trafiłaś na kogoś, kto był z Tobą dla pieniędzy. Ja bym na razie zacisnęła zęby i skupiła się na rozwijaniu firmy i zadbaniu o siebie. A potem bym się zastanawiała dalej. Według mnie nie warto teraz robić rewolucji. Rozwód w tej chwili i walka o wszystko wcale nie poprawią Twojej sytuacji. Jakoś strasznie Ci ten mąż kołków na głowie nie ciosa, chociaż Cię nie szanuje. Ale mimo wszystko masz dach nad głową i możesz pracować. Zdystansuj się, nie odpowiadaj na zaczepki, nie poruszaj tematu dzieci. Zacznij żyć własnym życiem. Odbij się od własnego dna. A jak już się odbijesz, to Twoje decyzje będą z zupełnie innej pozycji. No na chwilę obecną nie widzę innej życie bez miłości i seksu jest dla mnie bardzo trudne. Nawet jedzenie obiadu jest jakaś porażka skoro się do siebie nie odzywamy i każdy patrzy w swój telefon albo tv :( to mnie tak Dołuje że nawet na pracy mam problem się co najlepsze powiem Wam dziewczyny ze Nasi znajomi uważają Nas za parę idealna bez problemów. "Bo ona go nie ogranicza, on wychodzi sam, ona sama, czasem razem na imprezę wśród znajomych" - małżeństwo idealne. Dołączył: 2016-08-11 Miasto: Liczba postów: 1930 15 sierpnia 2017, 23:34 Karolinkaaa2017 napisał(a):No tak ale dlaczego jak zajmuje się cudzymi dziećmi nie sprawia mu to problemu i nie widać że go dzieci drażnią czy denerwują ? Tego nie mogę tak mam. Jestem miła dla cudzych dzieci i umiem się nimi zająć, do tego stopnia że słyszę, że byłabym świetną matką. Ale nie byłabym i nie chce i już. Czułe podejście do dzieci nie ma tu znaczenia. Więc w tej kwestii w 100% go rozumiem. Może zmienił zdanie, a może dojrzał do tego poglądu. Albo najzwyczajniej w świecie wizja posiadania potomstwa nigdy nie przyprawiała go o zachwyt, ale nie miał odwagi o tym mówić, bo widział, że tobie zależy. Edytowany przez Posterisan 15 sierpnia 2017, 23:47Przylgnij do Pana Boga, polecam Ci Nowenne Pompejańską mi dawała bardzo dużo spokoju i pocieszenia. Pracuj nad sobą, nad swoimi słabościami, nad tym co wpłynęło na Wasz kryzys z Twojej strony. Polecam lektury z forum mi bardzo pomagają w pracy nad sobą i nad tym co w moim małżeństwie było złe z mojej strony.
Widok (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 00:14 czy dopadło to Was? u nas chyba tak, a jesteśmy po ślubie prawie 5 lat. Jak go pokonać? co radzicie? 0 0 (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 01:22 kryzysy są normalne, wręcz oczekiwane w małżeństwie - można się dzieki nim wzmocnić jako związek, ale można też na nich polec - jak przy każdym trudnym zadaniu. Nie ma na to jednej recepty, bo każdemu związkowi co innego "dolega", ale warto poszukać gdzie się zaczeło, co nie działa, postawić "diagnozę". To podstawa i to przychodzi często najtrudniej. A potem wolą dwóch osób (rozmowa, rozmowa, rozmowa) zebrać pomysły jak to zmienić, naprawić, odnowić. Najważniejsze i najpotrzebniejsze jest ZAANGAŻOWANIE... 3 0 (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 05:33 skorupka chetnie z toba pogadam 1 0 ~KL (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 06:34 ja też popieram fakt ,że to całkiem normalne :) czasem dopada na s dół -wydaje mi się ,że bierze się to stąd ,że często tak jest ,że nasze życie to taka trochę monotonia-praca,dom,dziecko czasem wyjście ale generalnie ciągle to samo i czasem tak się zbiera ,zbiera i uzbiera kryzys :)głowa do góry to minja naprawdę z to mija po paru dniach 0 0 ~mi (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 08:06 a ja uważam, że samo nie mija u nas było tak - tez czekaliśmy az samo sie rozwiąze nawet rozmowy nie pomagały niestety - i jedno szczescie ze oboje podjelismy decyzje ze potrzebujemy pomocy osób trzecich którzy sie tym zajmują profesjonalnie od sierpnia uczeszczamy na terapie 2 razy w miesiącu mamy spotkania i wiem ze gdyby nie to nie byłoby szansy dla nas 0 0 ~ja (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 08:21 ..........za 4 godz mam sprawe rozwodową takie kryzysy różnie sie kończą byłam zona 3 lata 0 0 ~mmm (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 08:50 Najważniejsze, wg mnie, jest podejście na starcie zmagania się z problemem. Jeśli mamy taką filozofię, że jak się nie udaje, to po co się męczyć, lepiej się rozejść, to praca nad związkiem, nawet przy pomocy specjalistów, może niewiele przynieść. Jeśli priorytetem jest dla nas małżeństwo, to jesteśmy w stanie dużo zrobić, by kryzys przetrwał. Nie mówię tu o jakimś uporczywym tkwieniu w czymś co i tak sensu nie ma. Jednak czasami warto powalczyć, chociaż sukces wydaje się nierealny. Mąż i ja wiemy co to kryzys. Bywało źle ale dla nas priorytetem jest rodzina i zawsze staramy się zrobić wszystko, by było lepiej. U nas działa. Mamy świadomość, że nie wszystko za nami, że może nas jeszcze dopaść kryzys. Postanowiliśmy, że minimum dwa razy w roku gdzieś pojedziemy na wakacje, czasami dłuższe, czasami kilkudniowe - wiadomo, z finansami i czasem wolnym różnie jest. Dla nas to lekarstwo idealne. Momentami rutyna, codzienność nas dobija, wręcz warczymy na siebie. Wystarczy spakować się, pojechac gdzieś na trzy dni i wracamy spokojniejsi, szczęśliwsi do domu. W naszym przypadku to działa idealnie. Ważne, by wyjechać w inne miejsce, odpocząć od codziennych spraw. Acha, małe dzieci nie są problemem (bo zaraz ktos mi napisze, że nie ma gdzie ich zostawić). My jedziemy z dziećmi. Może jest trochę trudniej, trochę mniej zwariowanie ale dla nas to akurat nie problem bo oboje jesteśmy zakochani w swoich dzieciach. I wolimy pomęczyć sie z nimi, niż pojechac bez nich i ciągle zastanawiać się, co robią. 1 0 ~mama (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 12:40 tak roznie sie koncza czasem jak w moim przypadku on czekal az ja podejme decyzje o rozstaniu jak czas pokazal tylko o to mu chodzilo bylam zona ponad 3 lata 0 0 ~skorupka76 (11 lat temu) 25 stycznia 2011 o 21:30 pogadam jak wrócę, teraz wyjechałam z dziećmi do rodzinki 0 0 do góry
Kryzys w małżeństwie Meghan Markle i księcia Harry'ego zaczął się w momencie, gdy para straciła kontrakt ze Spotify, na którym miała zarobić aż 20 mln dol. Choć firma oficjalnieMoże Wy, kobiety, mi pomożecie…. przepraszam, że się rozczulam. W drugim dniu polfinalow Euro 2008 jeszcze przed samym meczem, zjedlismy z zona wspolnie obiad, potem polozylismy sie, wlaczylem film na dvd i oboje zasnelismy w objeciach, jak takie niedzwiadki 😉 Na godzine przed meczem zadzwonil do mnie nasz wspolny znajomy, proponujac kolacje w kanjpce nieopodal naszego miasta przy telebimie (wiadomo, fajny klimat itd). Zona powiedziala, ze zle sie czuje, zebym sam jechal (nie miala zupelnie nic przeciwko). Pojechalem, zjadlem kolacyjke, w przerwie meczu postanowilismy z kumplem opuscic lokal i wrocilem do domu. Aha, w trakcie kolacji wypilem jedno piwo. Dlaczego o tym pisze? Bo jak wrocilem do domu, to juz u progu, chcac usciskac zone na przywitanie (sprzatala akurat), zostalem delikatnie mowiac olany, byla jakas taka wzburzona, nie wiadomo z jakiego powodu. Ok, nie chcialem sie narzucac, zapytalem „cos sie stalo?” , a ona „nic” i dalej sprzatala. W salonie byl wlaczony telewizor, lecial jakis film na TVP1, wiec przelaczylem kanal na mecz, zeby dokonczyc ogladanie (zona zreszta tez zawsze lubila ogladac mecze, nawet bardziej niz ja). Nagle zona krzyczy z kuchni „zostaw, przelacz na film, ogladam” , a ja do niej „jak to ogladasz, sprzatasz, poza tym jest polfinal, dlaczego nie moge przelaczyc” – „bo ogladam” (dala do zrozumienia, ze fakt nie bycia jej w pokoju nie zmienia tego, ze i tak oglada, bo slyszy co tam sie dzieje, a jak skonczy sprzatac, to wroci do czynnego ogladania). Wkurzylem sie nie ukrywam, ale zadnych przeklenstw, zadnego unoszenia sie, powiedzialem tylko cos w rodzaju „OK, w porzadku!” i poszedlem do pokoju, w ktorym mamy komputer, aby sobie pobuszowac w sieci. Po jakichs 35 minutach zona wchodzi do pokoju i mowi do mnie „juz mozesz ogladac mecz” (na 10 minut przed jego koncem!) – sie wkurwilem i powiedzialem tym razem z taka bojowa mina (ale bez krzyku!) ” S P A D A J ” i wrocilem wzrokiem do ekranu monitora, totalnie ja olewajac. Zamknela drzwi od pokoju. Okolo polnocy wrocilem do sypialni, zona juz spala. Nie mialem nawet zamiaru ja objac (a zawsze to robie, ona rowniez), bo nadal bylem na nia wkurzony. Rano standard, sniadanko, nie odwzywamy sie do siebie, ona do pracy, ja do pracy. Po powrocie z pracy zastalem zone w sypialni, odpoczywajaca (drzemala). Polozylem sie obok niej, objalem ja.. obudzila sie (albo udawala, ze spi hehe) i „zostaw mnie” – OBRAZONA. Nie dalem za wygrana i ja znowu objalem, tym razem juz nie odrzucila mnie, ale byla obojetna, lezelismy tak chwile… po kilku minutach oznajmila mi, ze za dwa dni nie jedzie ze mna nad morze tak jak ustalilismy z moimi rodzicami (mielismy jechac wspolnie) jakis miesiac wczesniej! Mowie sobie: „focha stroi”, czeka az ja przeprosze? Nigdy mnie nie przepraszala odkad jestesmy malzenstwem, nigdy. Ja juz kilka razy, o blachostki glownie. Wieczorem zadzwonil moj ojciec z pytaniem, o ktorej za te dwa dni chcemy jechac z nimi… no i ja powiedzialem przy zonie „Ola nie chce jechac, wiec raczej nie pojedziemy z Wami”. Przyznaje, ze powiedzialem to liczac, ze zmieni zdanie jeszcze do dnia wyjazdu, ale juz nie zmienila, nie zaprzeczyla tez, jak przekazywalem te informacje ojcu, jak i nastepnego dnia, gdy moja matka odwiedzila nas na chwile i zapytala „Ola, czemu nie chcesz jechac?” – do matki jakos tak tez dziwnie odpowiedziala (jakby na nia tez byla obrazona). Nadmienie, ze zaczynal sie w dniu wyjazdu nad morze moj dwutygodniowy urlop. Zona wziela tydzien i wlasnie tego pierwszego tygodnia mielismy zaplanowany ten pierwszy wyjazd, potem jeszcze drugi do Kalisza do znajomych. Ok, w piatek rodzice pojechali nad morze, ja zostalem sam w domu (fajnie rozpoczalem urlop, nie ?), a zona pojechala sobie do swojej mamy (do mojej tesciowej). Dwa dni pozniej (niedziela) dowiedzialem sie, ze zona chce jechac po swojego chrzesniaka, bo mu to kiedys obiecala, ze jak bedzie miec wakacje, to zaprosi go na kilka dni. Niedawno przerabialismy ten temat na spokojnie, gdy pytala sie mnie o to. Odpowiedzialem, ze jak najbardziej, nawet zazartowalem ze w koncu bede mial z kim pograc na Playstation.. ale prosilem, aby te jego wizyte odlozyc troche w czasie, tak na sierpien, bo obecnie mamy urlop, potem mam troche wiecej pracy zawodowej, a sierpien wydaje sie byc w sam raz. No i zona pojechala od matki po chrzesniaka, a w drodze powrotnej zadzwonila do mnie z pytaniem, czy moze wjechac do mnie z chrzesniakiem, zebym go poznal (nigdy nie mialem jeszcze okazji sie z nim zaznajomic hehe, bo z zona po slubie jestesmy 2 lata, a znamy sie 3). Domyslilem sie, ze: liczy na to, ze sie zgodze (nagle przeszla jej zlosc z dnia poprzedniego) i zostana juz tutaj u nas, albo pojedzie dalej do mamy z chrzesniakiem, bo przeciez nie ustalalismy, ze akurat TERAZ ma do nas przyjechac, w nasz urlop! Aha, bardzo wazne: TO BYL DZIEN MOICH URODZIN, dlatego zadzwonila, bo chciala tez przy okazji chociaz na chwile „odbebnic” wizyte z okazji urodzin.. przywiozla prezent, ale zyczen nie zlozyla. Przyjechali wiec, pobyli z dwie godziny z tesciowa, pogadalismy sobie, zrobilem im obiad i niby ok (chociaz nie ukrywam, ze nie bylem nastawiony do zony jakos przyjaznie, po prostu udawalem przy chrzesniaku i tesciowej, ze jest wszystko ok). Zona nawet zazartowala, ze „tak sobie milo rozmawiacie [ja z jej chrzesniakiem] ze moglbys go zaprosic na dluzej, a nie tylko 2h”… usmiechnalem sie, bo wiedzialem do czego pije. Pojechali do tesciowej a ja znowu sam. Jeszcze na odchodne, zona powiedziala mi, ze nie wie dokladnie o ktorej dzisiaj wroci, a ja na to ze moze bysmy sie wybrali na spacer, moze cos zjesc na kolacje nad jezioro, no ale zalezy to od tego, o ktorej ona bedzie. Nie miala nic przeciwko (liczylem, ze dzisiejszego wieczora pogadamy, wyjasnimy sobie to i owo i bedzie ok). Wieczorem otrzymuje telefon od zony: „sluchaj, wiesz co jestem zmeczona, juz dzisiaj nie dam rady przyjechac i odwiezc chrzesniaka, wiec bede jutro, albo moze za dwa dni, bo jutro sobie jeszcze gdzies pojedziemy”. Nie ukrywam, ze sie wkurzylem i powiedzialem stanowczym glosem „wiesz co, to lepiej juz w ogole nie przyjezdzaj, ok?!!!” i sie rozlaczylem. Nastepnego dnia wieczorem (moj czwarty dzien urlopu spedzony w samotnosci) probowalem sie do niej dodzwonic, ale nie sms-a po 30 minutach okolo „czemu nie odbierasz?” a ona w mig odpisala (wiec miala zasieg itd) „bo nie chce z Toba gadac”. Przez kolejne dni urlopu mijalismy sie, ja sobie jezdzilem sam rowerem, nad wode, do lasu, on zrezygnowala z urlopu do konca i w srode poszla do pracy. Zblizal sie powoli kolejny termin wyjazdu, ktory planowalismy juz z 3 miesiace wczesniej, tym razem do Kalisza do znajomych. Na dwa dni przed tym terminem, probowalem jakos zaczac rozmowe, nie od przeprosin (bo nadal nie czulem sie niczemu winny, zeby ona miala powod do odstawiania.. takich cyrkow, jakbym nie wiem: pobil ja, zwyzywal, upil sie i zrobil awanture etc.)… zapytalem sie „i jak z wyjazdem do Kalisza, bedziesz chciala ze mna jechac ? „ Mialem cicha nadzieje, ze tak, ze pojedziemy, bo czesto na takich wyjazdach, juz w drodze, jesli obu stronom zalezy, to mozna sie pogodzic bardzo szybko. Powiedizala ze nie i ze nie da mi tez samochodu, bo jest on w zlym stanie i samego mnie nie puscic. Poza tym ze samochod nie jest jej tak naprawde, tylko jej rodzicow (dali jej, czy „pozyczyli”, jak to by tam nie nazwac, ale ona caly czas nim jezdzila i jezdzi). Nadmienie tylko, ze zdarzaly sie juz przypadki, ze sama mnie bez problemu puszczala nawet 100-200 km , chociaz samochod byl w takim samym stanie, jak teraz. Wkurzylem sie, nie bede ukrywac, ale nie robilem zadnych awantur, poszedlem do siebie do pokoju. Zadzwonilem do znajomych, przeprosilem ich ze nie wypali, nie chcialem sie tlumaczyc, ale nagle nie wytrzymalem, bo to moi dobrzy znajomi, wiedzialem ze sie przygotowuja do ugoszczenia nas itd.. no i powiedzieli, ze rozumieja i ze bedzie okazja moze kiedy indziej (pewnie dopiero za rok, jak wezme kolejny urlop i zgram to z urlopem zony 🙁 ) W tym momencie juz kompletnie nie rozumialem,jak ona moze sie tak zachowywac, zeby z powodu okazania mojego wkurzenia i slow „spadaj” wystosowanych w jej kierunku, robic takie akcje z „nie jade z Toba”, jesli to byl wyjazd wspolnie zaplanowany, nie jakis tam spontaniczny wypad do wesolego miasteczka. Teraz najlepsze: wieczorem, ktory mial poprzedzac wyjazd do Kalisza, zona sie spakowala i pojechala do swojej siostry i jej „przyszlego” szwagra (nie lubimy sie za bardzo, ale o tym na koncu). Pojechala oczywiscie na noc a potem pojechali wspolnie razem do swoich rodzicow, czyli do mojej tesciowej na weekend. Kolejne 3 dni bylem sam. Nie odzywamy sie do siebie, nikt nikomu nie wchodzi w parade, oprocz tych jej dziwnych akcji, jakby chciala mnie psychicznie wykonczyc. Dlaczego psychicznie? Dodam , ze ona wie, ze nie lubimy sie z jej siostra i jej chlopakiem, tymbardziej chce mnie dobic, ze im poswieca czas, razem sie bawia, a ja jestem zupelnie niepotrzebny. Przepraszam, ze tak sie rozpisalem, ale pisze to tez dla siebie, aby moc moze kiedys to odtworzyc, bo pamiec bywa zawodna, a dzisiaj mam zamiar wieczorem sobie troche winka popic, moze latwiej to wszystko strawie i jakos sobie sam usprawiedliwie (nigdy nie pilem, ale dzisiaj sie upije). Na koniec juz: przed slubem jakos sie dogadywalem z jej siostra i szwagrem, chociaz czulem, ze nie bedziemy za soba przepadac, bo jak bylem w ich towarzystwie, zawsze czulem sie jakis taki na uboczu. Moj humor do nich nie trafial (zona tylko czasem sie usmiechala), zmieniali temat po moich jakichs wywodac, nigdy nie pytali co u mnie, nasz dialog byl tylko wowczas, gdy ja zagadywalem. Po kilku takich wspolnych rozmowach nie ukrywam, ze juz odechcialo mi sie do nich jezdzic i ich widziec u siebie w domu. Zonie to kiedys powiedzialem, ona niby mi przytaknela, mowiac „ze oboje macie wine”, czyli: ze ja jestem winny , ale oni rowniez (fajnie, ze to podkreslila). No wiec potem mialem jej za zle, ze nie jest wobec mnie lojalna, bo jak slyszala, ze niechetnie do nich jezdze, to potem pytala tylko „czy chce z nia jechac” , mowilem „nie, dzieki” i sama jechala, czesto z nimi imprezujac. Wiec juz przez jej rodzine tez bylem odbierany jako czlowiek, ktory sie nie potrafi dostosowac. A ja mam charakter jaki mam. Zreszta zonie tez przypominalem, ze nie lubi chodzic do mojego wujostwa, kuzynostwa, chociaz oni wrecz zarzucaja ja pytaniami, ktos z zewnatrz stwierdzilby, ze naprawde jest super atmosfera. Ale ona zawsze w drodze powrotnej mowila „ze przeraza ja styl ich mieszkania, ze za duzo kasy maja a nie potrafia sobie urzadzic mieszkania”. Obawiam sie, ze teraz sobie pomyslicie, ze mam zone jakas dziwaczke. Nie! Nadal twierdze, ze jest (byla?) bardzo ciepla, wrazliwa, lubiana przez praktycznie kazdego, kogo napotka. Aha, a ta jej siostra to mnie kilka razy potrafila wkurzyc (chociaz nie dawalem tego poznac po sobie) bo przy mnie potrafila gadac o bylych mojej zony, w tym o ostatnim jej chlopaku, z ktorym byla 5 lat i byli zareczeni i czesto gadala, ze „za takim kolesiem ona teskni” – doskonale wyczuwalem te aluzje, podteksty. Zona pochodzi z prostej rodziny, obronila sie, bo napisalem jej prace mgr (taka prawda, ale nie wypominam jej tego – tzn raz wypomnialem podczas klotni). Pomimo tego z jej rodzicami staram sie dogadywac, z jej ojcem naprawde nie mamy problemow pogadac nawet o byle czym. Ja z kolei mam mgr inz po ciezkich studiach dziennych, hobbystycznie maluje (w te dni, kiedy bylem sam, wlasnie skonczylem jednen szkic dla znajomej), czasem sie zastanawialem, czy to moze przez to jest tak, ze ona sie czuje zajebiscie w toarzystwie swojej siostry i przyszlego szwagra (czesto mowi o nim „niezle ciacho” – fakt, zazdrosny jestem o to i wie o tym hehe), zalezy jej zeby byli razem, moze dlatego wlasnie mniej interesuje ja, jak jest u nas, najwazniejsze zeby jej przyszly szwagier czul, ze jest w jednej paczce z nia i jej siostra a ten „mezus” to taki dziwak i „wybaczcie mi za to, moze popelnilam blad, ze po roku znajomosci sie pobralismy?”….. Co byscie zrobili na moim miejscu? Nadal nie dawac za wygrana, probowac rozmawiac chociaz pewnie skonczy sie na tym, ze ja bede musial przyznac sie do tego, ze to wszystko przeze mnie i ze ona ewentualnie jest mi w stanie wybaczyc. Aha, za 3 miesiace mamy zaplanowany wyjazd do cieplych krajow. Juz mam w glowie mysli, zeby jej powiedziec ze nie jedziemy… niech da pol zaliczki… Co robic?
Kryzys w małżeństwie - Netkobiety.pl Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 22:07 Witam, pisze na forum bo nie mam z kim o tym pogadać. A sytuacja mnie 3 lata po ślubie, przed ślubem byliśmy 4lata razem. Przed ślubem były wzloty i upadki. Raz lepiej raz gorzej ale zawsze udawało Nam się przejść problemy i żyć dalej. Po ślubie sytuacja się zmieniła. Kupiliśmy dom wzięliśmy kredyt. Nie mamy dzieci, mój mąż nie może mieć dzieci. Ja nie nalegam, kilka razy padło słowo in vitro. Ale mąż twierdzi że to jest drogie i na tym temat ucichł. Przed ślubem to ja zarabiałam kilka razy więcej od męża niestety jakiś czas temu sytuacja się odwróciła. A co za tym idzie zmieniła się nasza sytuacja materialna. Nie jest kolorowo, nie odpływy w luksusy ale stać nas raz do roku na zagraniczne wakacje, wypad na weekend. Niestety dla mojego męża to za mało, przyzwyczaił się do poprzedniej sytuacji i do tego że nie musieliśmy liczyc pieniędzy bo zawsze było ich nadto i nie przejmowaliśmy się sprawami bieżącymi jak rachunki czy zakupy. Teraz wygląda to inaczej ale mi to nie przeszkadza. Wiadomo każdy chce zarabiać coraz więcej ale zmieniłam pracę zarobki też. Nic nie poradzę na to że zarabiam mniej. Nigdy nie wypominalam mężowi że zarabiał mniej niż ja. Nawet przed ślubem mój i jego zarobek był naszym wspólnym i razem go wydawaliśmy. Teraz cały czas słyszę że ja mało zarabiam że jestem utrzymanka, że to przeze mnie mamy mniej kasy itp itd. Doszło do tego że kłócimy się o wszystko, zaczynając od małych pierdol po większe dycyzje. Coraz częściej pada słowo rozwód. Już kilka razy usłyszałam że to ja mam się wyprowadzić bo to jego dom bo on płaci kredyt. Ale o tym kto tankuje samochody płaci za jedzenie to nikt nie myśli. Aby było lepiej jestem w stanie odmówić sobie nowej torebki czy butów by mąż karnet na basen czy siłownię bym znowu nie usłyszała że za mało zarabiam i na nic nas nie stać. Sama nie pamiętam kiedy kupiłam sobie coś nowego a tylko słyszę że jestem na jego utrzymanie i całymi dniami nic nie robię ( mam nielimitowany czas pracy i często jestem w domu, bo w nim pracuje). Jestem na skraju załamania nerwowego. Nic mnie nie cieszy, nie mam ochoty wychodzić ze znajomymi, na dostatek smutki zajadam co również przyczyniło się do tego że przytyłam ok 20kg i nie dość że jestem utrzymanka to jeszcze jestem gruba. Seks w naszym małżeństwie to obowiązek raz na kwartał jak nie rzadziej. Nigdy nie dziecko bo wiem jaka jest sytuacja i że w naszym wypadku to nie będzie proste ale z wiekiem coraz częściej odzywa się instynkt macierzyński i zazdroszczę koleżanka które są mamami. Nic nie mówię by znowu nie wywoływac kłótni. I tak usłyszę że nie stać nas na dziecko, poza tym dziecko to obowiązek a on nie chce dzieci bo dzieci go wkurzają itp. Staram się dawać z siebie 100% gotowanie sprzątanie pranie nawet typowe męskie zajęcia typu koszenie trawy czy wymiana żarówki. O te męskie zajęcia nigdy nie mogę się doprosić męża bo twierdzi że nie ma czasu pomimo że kończy pracę o 15stej. Jako że często pracuje w domu to jak twierdzi mój przecież to nie jest praca więc mam w domu ogarniać dosłownie wszystko :( Zamknęłam się w sobie, nie mam nikogo kto by mnie zrozumiał i czuję się okropnie. Mąż w weekendy wychodzi z kumplami na miasto a ja zostaje sama z butelką wina :( Nie wiem co mam robić. Terapia nie wchodzi w grę bo on nigdy się na to nie zgodzi. Twierdzi że on nie ma problemu. Tylko to wszystko przeze mnie i to ja mam problem bo mamy mniej kasy i nie na wszystko nas nie stać. Z miesiąca na miesiąc jest tylko gorzej. Czuję się nic nie warta i nie wiem co że sobą zrobić. Myślałam że wspólne wakacje za granicą czy wyjście na kolację pomaga ale niestety wszystko kończy się kłótnia i mąż traktuje mnie jak powietrze albo jeśli chce pogadać ucina temat myślę sobie że będąc w innym związku nie miałabym takich problemów np. nie czekaliby mnie inspirują vitro (o ile kiedyś do niego dojdzie, bo Jaśnie Pan może zawsze twierdzić że nie chce dzieci). Nigdy tego nie wypominalam mężowi clby nie robić mu przykrości ale on mi przykrości nie oszczędza. Odnosi się do mnie gorzej niż do zwierzęcia :( Przepraszam że się tak rozpisalam ale musiałam sobie kto mnie wesprze w problemie bo nie wiem co że sobą zrobić. doomed Dołączył: 2015-09-30 Miasto: Częstochowa Liczba postów: 2 15 sierpnia 2017, 22:16 Sama podsumowałaś, ze odnosi się do Ciebie gorzej niż do zwierzęcia.. Olej, Kobieto, ułożysz sobie jeszcze życie z kimś kto Cię docenil. Dla mnie to juz zakrawa mocno na toksyczną relacje. Twój mąż powinien być Twoim zyciowym partnerem, a nie gnębicielem psychicznym. Dołączył: 2016-08-11 Miasto: Liczba postów: 1930 15 sierpnia 2017, 22:17 Dajesz z siebie wszystko, nadskakujesz mu, swoją wypłatę oddawałaś, to nie dziw się że on ciebie nie szanuje jak ty sama się nie szanowałaś. Jak naprawić nie wiem. Ja bym nie naprawiała. ZuzaG. 15 sierpnia 2017, 22:19 Może ktoś da Ci jakąś dobrą radę, ja na pewno nie. Bo ja się po prostu rozwiodłam. I jestem szczęśliwa z kimś innym. Dołączył: 2017-05-03 Miasto: Liczba postów: 1658 15 sierpnia 2017, 22:19 Kopnij go w dupe. Sorry ale ja nigdy nie pracowałam ale mój ani razu nie powiedział że jestem jego utrzymanka. Jeśli tylko stać cię na mieszkanie to idź od że stać was na wakacje i weekendy dla mnie to już był by luksus. Ja jak kupie sukienkę to już jest cos. Ale miłość nie polega na kasie tylko miłości i zrozumieniu. Dołączył: 2010-05-15 Miasto: Kraina Marzeń Liczba postów: 3733 15 sierpnia 2017, 22:20 Przykra sytuacja. Na pewno niezbędna jest spokojna, długa rozmowa z mężem. Dialog to klucz do chodzi o dziecko to przed ślubem ustalaliście, że będziecie mieć dzieci? Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 22:23 Swoje pieniądze oddawałam ale korzystaliśmy z nich razem . Nigdy nie było z tym problemu. Nie traktowalam tego jako brak szacunku. Nawet nie bedac malzenstwem jak mieszkalismy razem nie wyobrazalam sobie że będziemy się rozliczać po pół za np masło czy chleb. Szczerze mnie przeraża mnie rozwód nie ze względu na samo rozstanie ale nie wyobrażam sobie kogoś nowego znaleźć. Czuję sie gruba brzydka i do niczego. Nie mam ochoty nawet nigdzie wychodzić a nawet kogos szukać. Choć nie powiem że miałam taki okres że chciałam skoku w bok, że względu na seks bo dla mnie raz na kwartał to tak jakby w ogóle go nie było. Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 22:26 Tak przed ślubem ustalimy że chcemy dzieci. Wiedzieliśmy już wtedy że nie będzie to proste i czeka nas in vitro. Jakoś nigdy wcześniej nie mówił że mu dzieci przeszkadzają i ich nie chce. A dla mnie ostatnio to duży problem. Oglądając zdjęcia koleżanek i ich dzieci łzy cisna mi się do oczu :( Dołączył: 2011-06-10 Miasto: Opole Liczba postów: 3554 15 sierpnia 2017, 22:26 Uciekaj poki czas. Nie macie dzieci i nic cie przy nim nie trzyma. Jestescie dopiero 3 lata po slubie a on juz traktuje cie jak scierke do podlogi. Kwestia dzieci jest dla ciebie wazna to wyobraz sobie siebie za 15 lat: ponizana, sfrustrowana i z tlumionym instynktem do tego zero zrozumienia i wsparcia ze strony partnera. Zmarnujesz sobie przy nim zycie, nie bedziesz miala ani dobrego malzenstwa ani dziecka, zostanie ci tylko ta butelka w weekend wiec otworz oczy i uciekaj od niego, nie tak powinien wygladac szczesliwy zwiazek a uwierz ze za kilka lat bedzie jeszcze gorzej niz jest teraz. Dołączył: 2017-05-09 Miasto: Za Górami Liczba postów: 70 15 sierpnia 2017, 22:27 Moim zdaniem facet bardzo źle cię traktuje, zwyczajnie Cię gnębi, poniża. Skoro poczułaś, że chcesz mieć dzieci, a on nie chce, to pewnego dnia będziesz żałowała, że ich nie masz, ale kiedy będziesz już stara będzie za późno. Każdy może znaleźć szczęście, nawet jeśli mało zarabia albo jest gruby, ale nie znajdziesz szczęścia u boku osoby która Cię nie słucha, której nie zależy na Twoim zdaniu i uczuciach i jeśli w rozmowie zamiast argumentów padają wulgaryzmy. Na terapię warto iść kiedy obie strony bardzo chcą, wtedy to się uda, ale jeśli jedna strona nie widzi problemu nie ma żadnych szans na sukces. Kiedy jeszcze masz siłę odejdź, może to otrzeźwi męża, a jeśli nie to będziesz miała jasność sytuacji. Powodzenia 3. Kryzysy na przestrzeni trwania związku. Pierwszy kryzys – każdy z partnerów jest nastawiony nade wszystko na realizację swoich potrzeb i pragnień nie dając zbyt wiele w zamian. Partnerzy kierują się egoistycznymi pobudkami. Drugi kryzys – zaczyna się wraz z przyjściem na świat pierwszego dziecka. Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Autor Wiadomość Dołączył(a): N sty 22, 2012 21:56Posty: 10 Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Jestem mężatką 12 lat. Od ok. 4 lat przeżywam swoje nawrócenie (oboje z mężem jesteśmy „z pochodzenia” katolikami, jednak przez większość życia nie praktykowaliśmy). Bardzo dużo się modlę, czytam (pismo św., książki apologetyczne, dokumenty Kościoła), spotykam się z ludźmi z jednej ze Wspólnot w mojej parafii. Przez cały ten czas bardzo dużo się modlę o nawrócenie męża, proszę bliskich mi wierzących o modlitwę za niego. Próbowałam z nim kilka razy rozmawiać na temat wiary, jednak zauważyłam, że efekt jest odwrotny od zamierzonego więc nie podejmowałam już „tych” tematów. Doradzono mi „ewangelizację życiem / swoją postawą” zamiast pouczania i staram się do tego stosować. Myślę, że moje spotkania ze znajomymi lub oddawanie się lekturze książek z tematyki religijnej też nie powinno męża drażnić – gdyż nie robię tego non stop i ostentacyjnie. Od ok. roku w moim małżeństwie zaczęły się pojawiać coraz większe kryzysy... większość z nich jest spowodowana, jak mi się wydaje ... moim nawróceniem. Kłótnie często wszczynam ja – i chociaż zapalnikiem awantury są najczęściej błahostki dnia codziennego, to podskórnie wiem że wywołuje te burze z frustracji, bo mam inne wyobrażenie/marzenie bycia w chrześcijańskim małżeństwie, a rzeczywistość jest jaka jest tzn. sama uczęszczam na msze, sama przyjmuję komunię, sama korzystam z sakramentu pokuty, sama się modlę w domu, mój mąż nie akceptuje npr itd. itp. Ale od jakiegoś czasu zauważyłam coś jeszcze bardziej niepokojącego – mój mąż zaczął bardzo mocno i intensywnie atakować Kościół. Kiedyś „tylko” Go, pisząc kolokwialnie - olewał. Ale teraz jestem zszokowana jego postawą – nigdy nie był w żadnej sprawie tak zacięty. Przypisuje Kościołowi całe zło tego świata począwszy od Inkwizycji, poprzez skandale pedofilskie, Komisję Majątkową w Polsce, a skończywszy na krytyce chodzenia księdza po kolędzie. Niewątpliwie jednym z powodów są szeroko pojęte media, w których występują szeroko pojęci „celebryci”, którzy mają swoiste spojrzenie na życie i podają mnóstwo „świetnych” pomysłów na zmianę nauczania KK. Bardzo modnie jest mieć zdanie zbierzne z np. p. Hołdysem, p. Czubaszek i innymi popularnymi goścmi pewnego programu, oraz wielu innych. Obciach to się nie zgadzać.... Jednak myślę, że nie jest to jedyny powód, mąż po prostu nie ma woli nawrócenia i nie otrzymał takiej łaski od i dochodzę do sedna mojego posta: mój największy niepokój wzbudza fakt „wyciągania” przez niego różnych skrajnych opinii i atakowania mnie... kiedyś by tego nie robił choćby tylko dlatego, żeby mnie nie urazić. Teraz mam wrażenie, że podczas spotkań ze znajomymi/rodziną prowokuje takie dyskusje. Od kilku miesięcy przeżyliśmy już ok. pięciu spięć, które skutkowały kilkutygodniowym (!) milczeniem. Przez 10 lat małżeństwa, po jakiejkolwiek kłótni, nie było między nami dłuższego okresu milczenia niż 1 lub 2 dni. Bardzo szybko się godziliśmy. Teraz z każdym kolejnym jest gorzej i ciężej dojść do porozumienia. Oczywiście brak porozumienia wynika z faktu upartego trwania przy swoim. On nie wyciąga ręki i ja też. Czasami zastanawiam się dlaczego Pan Bóg mnie obdarzył łaską nawrócenia i wiary? Nigdy nie chciałabym ich utracić, jednak nie rozumiem tego, że te wspaniałe dary pośrednio mogą się przyczynić do rozpadu mojego małżeństwa, SAKRAMENTU małżeństwa! Bardzo chętnie przyjmę rady lub świadectwo, jeśli ktoś z Forumowiczów ma/miał podobny problem. N sty 22, 2012 22:46 Elbrus Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07Posty: 8227 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) heloł napisał(a):mój mąż nie akceptuje npr - Problem seksualny w małżeństwie. heloł napisał(a):No i dochodzę do sedna mojego posta: mój największy niepokój wzbudza fakt „wyciągania” przez niego różnych skrajnych opinii i atakowania mnie... kiedyś by tego nie robił choćby tylko dlatego, żeby mnie nie urazić. Teraz mam wrażenie, że podczas spotkań ze znajomymi/rodziną prowokuje takie dyskusje. Od kilku miesięcy przeżyliśmy już ok. pięciu spięć, które skutkowały kilkutygodniowym (!) milczeniem. heloł napisał(a):Ale od jakiegoś czasu zauważyłam coś jeszcze bardziej niepokojącego – mój mąż zaczął bardzo mocno i intensywnie atakować Kościół. Kiedyś „tylko” Go, pisząc kolokwialnie - olewał. Ale teraz jestem zszokowana jego postawą – nigdy nie był w żadnej sprawie tak spięcia mogą być właśnie spowodowane powyższą zmianą podejścia, ktora odbija się na napisał(a):Przypisuje Kościołowi całe zło tego świata począwszy od Inkwizycji, poprzez skandale pedofilskie, Komisję Majątkową w Polsce, a skończywszy na krytyce chodzenia księdza po argumentacja, weryfikowalna innego nie pomoże (moim zdaniem). _________________The first to plead is adjudged to be upright, until the next comes and cross-examines him.(Proverbs 18:17)Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna.(Weatherby Swann)Ciemny lut to skupi.(Bardzo Wielki Elektronik) N sty 22, 2012 22:58 heloł Dołączył(a): N sty 22, 2012 21:56Posty: 10 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Elbrus - przede wszystkim dziękuję za napisał(a):heloł napisał(a):mój mąż nie akceptuje npr - Problem seksualny w małżeństwie. Jeśli chodzi o npr to stosujemy z dobrym skutkiem już 10 lat (ze względów zdrowotnych zrezygnowałam z tabletek, a potem uświadomiłam sobie że ta metoda jest uznana przez Kościół więc tym bardziej przy niej pozostałam). Mój mąż ją akceptuje ze względu na moje zdrowie, natomiast kompletnie odrzuca ze względu na nauczanie KK. I tak nie rozumie i nie chce całkowitej abstynencji w dni płodne szukając innych napisał(a):No i dochodzę do sedna mojego posta: mój największy niepokój wzbudza fakt „wyciągania” przez niego różnych skrajnych opinii i atakowania mnie... kiedyś by tego nie robił choćby tylko dlatego, żeby mnie nie urazić. Teraz mam wrażenie, że podczas spotkań ze znajomymi/rodziną prowokuje takie dyskusje. Od kilku miesięcy przeżyliśmy już ok. pięciu spięć, które skutkowały kilkutygodniowym (!) milczeniem. heloł napisał(a):Ale od jakiegoś czasu zauważyłam coś jeszcze bardziej niepokojącego – mój mąż zaczął bardzo mocno i intensywnie atakować Kościół. Kiedyś „tylko” Go, pisząc kolokwialnie - olewał. Ale teraz jestem zszokowana jego postawą – nigdy nie był w żadnej sprawie tak spięcia mogą być właśnie spowodowane powyższą zmianą podejścia, ktora odbija się na napisał(a):Przypisuje Kościołowi całe zło tego świata począwszy od Inkwizycji, poprzez skandale pedofilskie, Komisję Majątkową w Polsce, a skończywszy na krytyce chodzenia księdza po argumentacja, weryfikowalna innego nie pomoże (moim zdaniem).[/quote]Naprawdę wierzysz, że istnieje rzeczowa argumentacja i weryfikowalna info tych problemów, zwłaszcza jeśli ma przekonać już przekonanych do czegoś innego? Ja sama mam w domu "Czarne karty kościoła" Messoriego i "W obronie świętej inkwizycji" R. Konika, w których jest jedno i kilka "typowych" pozycji o inkwizycji, w których jest całkiem co innego. Oczywiście wszystkie te książki są poparte "prawdziwymi źródłami historycznymi", tylko dziwnie ich treść znacznie się różni. O Komisji majątkowej wiele powiedziano w różnych tvn'ach, więc "przekonany" nie będzie dyskutował o artykułach z np. Gościa Niedzielnego, w których próbowano rzetelnie opisać całą każdy ma "swoją prawdę" i na jej poparcie swoje źródła informacji. A niektóre "źródła" często robią z nami co tylko zechcą. N sty 22, 2012 23:18 Anonim (konto usunięte) Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Rozumiem, że zależy Ci na nawróceniu męża, ale nie możesz wpływać na jego wybory. On musi sam do tego dojrzeć, być może nigdy to nie nastąpi. Odstąp więc od nawracania i podsuwania mu literatury. Nie prowokuj rozmów o Bogu. Bądź natomiast radosną katoliczką i czułą żoną. Możesz mówić o swoich uczuciach. Podkreślaj, że jest dobrym człowiekiem, kochasz go i rani Twe serce jak opowiada źle o tym co jest dla Ciebie ważne. Nie obwiniaj go, ale mów o sobie, jak Ty to odbierasz. Staraj się, by nie dochodziło do sprzeczek z powodu Boga. Tischner nazywa to religijną chorobą człowieka. Ludzie kłócą się o Boga i zapominają w tym wszystkim o miłości do siebie. Módl się za niego, ale nie moja koleżanka skarżyła się do proboszcza na swego niewierzącego męża. On odpowiedział: to dobry człowiek, a my nie wiemy jak głęboko sięga boże Miłosierdzie. Głowa do góry. Skup się na miłości do męża. N sty 22, 2012 23:41 iNadia Dołączył(a): Cz sty 05, 2012 10:08Posty: 147 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Mamy radę daną od Boga, jak postępować gdy małżeństwo jest podzielone religijnie: "3 Podobnie wy, żony, bądźcie podporządkowane swoim mężom, żeby — jeśli niektórzy nie są posłuszni Słowu — mogli bez słowa zostać pozyskani dzięki postępowaniu swych żon, 2 będąc naocznymi świadkami waszego nieskalanie czystego postępowania, połączonego z głębokim respektem. 3 A waszą ozdobą niech nie będzie zewnętrzne splatanie włosów i wkładanie złotych przystrojeń albo noszenie szat wierzchnich, 4 ale niech nią będzie ukryta osoba serca w niezniszczalnej szacie cichego i łagodnego ducha, który ma wielką wartość w oczach Boga. 5 Bo tak też niegdyś ozdabiały się święte niewiasty, które pokładały nadzieję w Bogu, podporządkowując się swoim mężom, 6 jak Sara, która okazywała posłuszeństwo Abrahamowi, nazywając go „panem”. A wy stałyście się jej dziećmi, jeśli tylko trwacie w czynieniu dobra i nie boicie się niczego, co wzbudza strach."Z całą pewnością spięcia, kłótnie, awantury - nie sprzyjają budowaniu więzi i nawracaniu męża. Czyny więcej znaczą niż słowa - przekonuj go czynami o swojej miłości i o korzyściach jakie niesie dla Was obojga Twoje zawierzenie Bogu. Czynami: dobrocią, serdecznością, czułością, troską, dbaniem o siebie, o dom i... o niego _________________Oto bowiem, co rzekł Wysoki i Wzniosły, który mieszka na zawsze i którego imię jest święte: „Mieszkam na wysokości i na miejscu świętym, a także ze zdruzgotanym i uniżonym w duchu, by ożywić ducha maluczkich i ożywić serce zdruzgotanych. (Iz 57:15) N sty 22, 2012 23:44 Soul33 Moderator Dołączył(a): So paź 23, 2010 23:17Posty: 8192 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Jakby coś, to nie martw się też o _________________Don't tell me there's no hope at allTogether we stand, divided we fall~ Pink Floyd, "Hey you" N sty 22, 2012 23:49 Elbrus Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07Posty: 8227 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) heloł napisał(a):Naprawdę wierzysz, że istnieje rzeczowa argumentacja i weryfikowalna info tych problemów, zwłaszcza jeśli ma przekonać już przekonanych do czegoś innego?Na pewno istnieje, ale jeśli ktoś jest przekonany tylko dlatego, że Hołdys tak powiedział, więc to prawda,wtedy może być problem z jej przyjęciem (nawet jeśli jest bardzo rzeczowa). W tym tkwi kłopot w rozmowie z ludźmi, którzy zbyt mocno polegają na napisał(a):Ja sama mam w domu "Czarne karty kościoła" Messoriego i "W obronie świętej inkwizycji" R. Konika, w których jest jedno i kilka "typowych" pozycji o inkwizycji, w których jest całkiem co innego. Oczywiście wszystkie te książki są poparte "prawdziwymi źródłami historycznymi", tylko dziwnie ich treść znacznie się sprzeczności mogą być wykorzystane na twoją korzyść,bo skoro są znaczne różnice, to któreś dane są nieprawdziwei powinnaś uczulić małżonka do większego krytycyzmu i zastanowienia się,czy może on nie korzysta z tych (niekoniecznie intencjonalnie) zafałszowanych napisał(a):Niestety każdy ma "swoją prawdę" i na jej poparcie swoje źródła informacji. A niektóre "źródła" często robią z nami co tylko źródła to tylko źródła, a nie prawdy objawione (chyba że chodzi o święte pisma),dlatego można je swodobnie (ale naukowo) badać, weryfikować, a czasem podważać ich rzetelność. _________________The first to plead is adjudged to be upright, until the next comes and cross-examines him.(Proverbs 18:17)Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna.(Weatherby Swann)Ciemny lut to skupi.(Bardzo Wielki Elektronik) Pn sty 23, 2012 0:02 Necromancer Dołączył(a): Cz paź 19, 2006 7:51Posty: 744 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację. To trochę tak jakby zakochać się w innym człowieku, a skończyć z zupełnie innym po 10 latach. Z tego co piszesz, to się może skończyć nieprzyjemnie. _________________ateista Pn sty 23, 2012 0:12 Anonim (konto usunięte) Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) [quote="heloł"]Bardzo chętnie przyjmę rady lub świadectwo [quote]Witaj!Podobny temat przerabiałem. Efekt - nawrócenie żony, więc chyba skutecznie. Kilka rad:Po pierwsze ustal hierarchię wartości w małżeństwie - 1. Bóg; 2 - Mąż; 3 - Dzieci; 4. - cała na to by nie mylić Boga np. ze wspólnotą. Bywa, że czasami wspólnota jest ważniejsza od współmałżonka, a wtedy cała hierarchia się wali - to taka mów za dużo o wierze, raczej krótko - fajnie o tym pisze O. Jacek obnosić się ze swoją wiarą - np. ja za dużo nie modlę się przy zonie. Raczej wolę wstać wcześnie rano gdy wszyscy śpią i wtedy się ma być nawrócenie męża i rodziny, a nie tylko dbanie o swoją wiarę. Nie mów źle o mężu - zwłaszcza przy wspólnocie - raczej szukaj w nim dobrych z charyzmatów - polecam Chrzest w Duchu się za męża - ja najlepiej lubię to robić kiedy kładziemy się spać i mogę mocno przytulić żonę -zasypiam z kiedy oboje jesteśmy nawróceni trzymamy się tych założeń - nie ma np. sytuacji, że żona lub ja uciekamy z domu do kościoła. Nie. przede wszystkim dbamy o siebie. O nasz mały gdzieś jedziemy - np. ze wspólnotą, to całą rodziną, choć nie wszystkim to się że wiele małżeństw popełnia ten błąd, że jedno z wierzących przedkłada dbanie o swoją wiarę nad dobro to chaotycznie napisałem, ale mam nadzieję, że zrozumiałaś Pn sty 23, 2012 9:16 RED Dołączył(a): Wt maja 24, 2011 16:02Posty: 205 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Zastanow sie prosze czy ta cala historia nawracania warta jest tego co teraz przechodzicie,pomysl prosze o pierwszych 10 latach waszego maluzenstwa i porownaj je z czasem terazniejszym a bedziesz widziec do czego to byc ze na koncu zostaniesz sama i zamiast meza bedziesz miala wiare w nawrocenie i co Ci to da? Pn sty 23, 2012 9:30 Anonim (konto usunięte) Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) RED napisał(a):Zastanow sie prosze czy ta cala historia nawracania warta jest tego co teraz przechodzicie,pomysl prosze o pierwszych 10 latach waszego maluzenstwa i porownaj je z czasem terazniejszym a bedziesz widziec do czego to byc ze na koncu zostaniesz sama i zamiast meza bedziesz miala wiare w nawrocenie i co Ci to da?Jeśli ludzie się kochają to znajdą rozwiązanie. Szukanie sposobów dowodzi jedynie, że dotychczasowe metody porozumienia okazały się nieskuteczne, czas na poszukanie innych. Jeśli jedno z małżonków powróciło do Kościoła to raczej nie odejdzie a miłość podpowiada mu, że należy doprowadzić całą rodzinę do nawrócenia. Jest silną kobietą, słaba poddałaby się ze strachu przed utratą męża. Pn sty 23, 2012 9:49 RED Dołączył(a): Wt maja 24, 2011 16:02Posty: 205 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Liza napisał(a):RED napisał(a):Zastanow sie prosze czy ta cala historia nawracania warta jest tego co teraz przechodzicie,pomysl prosze o pierwszych 10 latach waszego maluzenstwa i porownaj je z czasem terazniejszym a bedziesz widziec do czego to byc ze na koncu zostaniesz sama i zamiast meza bedziesz miala wiare w nawrocenie i co Ci to da?Jeśli ludzie się kochają to znajdą rozwiązanie. Szukanie sposobów dowodzi jedynie, że dotychczasowe metody porozumienia okazały się nieskuteczne, czas na poszukanie innych. Jeśli jedno z małżonków powróciło do Kościoła to raczej nie odejdzie a miłość podpowiada mu, że należy doprowadzić całą rodzinę do nawrócenia. Jest silną kobietą, słaba poddałaby się ze strachu przed utratą ma wiara do milosci?Jezeli dobrze im sie zylo bez tego nawracania to dlaczego to burzyc i udowadnic sobie ze jestem silna i stane po stronie wiary?A po utracie meza bedzie silniejsza? A moze szuka tylko pretekstu aby sie rozwiezc? Pn sty 23, 2012 12:55 Anonim (konto usunięte) Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) RED napisał(a):Co ma wiara do milosci?Jezeli dobrze im sie zylo bez tego nawracania to dlaczego to burzyc i udowadnic sobie ze jestem silna i stane po stronie wiary?Problem jest taki, że zasłona opadła i odsłoniła rzeczywistość. Teraz należy rozpocząć zmaganie się z życiem a nie znieczulić się ucieczką. Wiara to przewartościowanie życia i ustalenie w nim innych priorytetów. Cytuj:A po utracie meza bedzie silniejsza? Dopóki ludzie rozmawiają ze sobą, kłócą się to im na sobie zależy. Mąż dostosował do do npr, uczynił to ze względu na żonę. Zaatakowany broni się i szuka broni by oddać. Chodzi jedynie o to, by zakończyć wojnę a rozpocząć negocjacje. Jeśli jest mądrą kobietą to tak je poprowadzi, że mąż odzyska spokój i przekonanie, że Bóg nie wyeliminował go z serca żony. Musi mu dać jeszcze więcej moze szuka tylko pretekstu aby sie rozwiezc?Człowiek wierzący szuka wszelkich możliwych sposobów, by dogadać się z drugim człowiekiem. Ona kocha męża, ale nie rozumie, że jej radość z powodu powrotu do Boga nie musi oznaczać współradości kochającego ją dotąd męża. Chce natychmiast wszystko naprawić. Nie da się przeprogramować innego człowieka na swój obraz i jednego z małżonków zwykle przekłada się na kłopoty małżeńskie. W tym przypadku mają uregulowaną sprawę pożycia. To wiele ułatwia. Pn sty 23, 2012 14:24 Anonim (konto usunięte) Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Ps: umknęło mi, że z npr są problemy Pn sty 23, 2012 15:50 RED Dołączył(a): Wt maja 24, 2011 16:02Posty: 205 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Ja osobiscie nie ryzykowalbym tych szczesliwych lat przezytych co szukac dziury w calym,kiedys mozna to zalowac. Pn sty 23, 2012 16:31 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników Kryzys w małżeństwie po urodzeniu dziecka to naturalny proces, który może wpływać na relacje partnerskie. Jest to okres, który wymaga zaangażowania, komunikacji i wzajemnego wsparcia. Przezwyciężenie kryzysu jest możliwe poprzez budowanie zdrowej komunikacji, podział obowiązków, znalezienie czasu dla siebie jako pary orazNie daj się ugotować! Żaba wrzucona do wrzątku wyskoczy natychmiast. Ale żaba włożona do zimnej wody i podgrzewana nie zauważy, że się ugotowała. Mimo że metafora ta nie znalazła empirycznego potwierdzenia, może pomóc nam w zrozumieniu, czym jest kryzys i jak z sytuacji kryzysowej można skorzystać. W kontekście metafory kryzys byłby momentem wrzucenia do gorącej wody, z której albo uda się szybko wyskoczyć, albo zostaniemy ugotowani. Doszło już chyba do tego, że wszelkiego rodzaju trudności traktowane są jako kryzys. Stąd pisanie o kryzysie staje się pisaniem o wszystkim. Takie podejście nie jest zgodne z pierwotnym rozumieniem tego pojęcia i - co gorsze - pozbawia nas możliwości rozumienia pewnych szczególnych i ważnych życiowych sytuacji; sytuacji, w których musi dojść do szybkiej i radykalnej zmiany. Hipokrates mówił o kryzysie w kontekście choroby. Jako lekarz za kryzys (krisis, z jęz. gr. sąd) uznał moment przesądzający o stanie chorego, czyli moment maksymalnego nasilenia objawów choroby, po którym dochodzi do radykalnej zmiany stanu organizmu: chory wyzdrowieje i będzie żył albo umrze. Podobnie kryzys rozumiany jest na gruncie psychologii. Lindemann i Caplan określili kryzys psychiczny jako reakcję człowieka zdrowego na sytuację trudną, w której dotychczas stosowane sposoby radzenia sobie stały się niewystarczające. Skutkiem kryzysu musi więc być radykalnie nowy - konstruktywny lub destruktywny - sposób funkcjonowania. Trzeba pamiętać, że kryzys psychiczny nie jest chorobą. Jest jedną z reakcji człowieka zdrowego na spotykające go trudności. Po kryzysie coś się zmienia, coś zostaje przesądzone. Efektem reakcji na kryzys musi być zmiana dotychczasowego funkcjonowania, ponieważ - i jest to w rozumieniu kryzysu bardzo ważne - dłużej już, tak jak dotychczas, żyć się nie da. Kryzys, jak pisał Allport, jest sytuacją emocjonalnego i umysłowego stresu, wymagającą zmiany perspektywy w ciągu krótkiego czasu. Kryzys nie jest zatem sytuacją stresu jakąkolwiek, lecz taką, która wymaga zmiany, i to zmiany w ciągu krótkiego czasu. Nie może trwać długo, ponieważ w czasie kryzysu człowiek przestaje sobie radzić i albo szybko wypracuje nowe sposoby konstruktywnego radzenia sobie z rzeczywistością, albo ponosi dotkliwe konsekwencje nieradzenia sobie. Czym więc jest tzw. trwający wiele lat kryzys małżeński? W wyżej przedstawionym rozumieniu to już nie kryzys, ponieważ szansa na szybką i radykalną zmianę nigdy się nie pojawiła lub została zaprzepaszczona. Cóż zatem? To oczywiście zależy od sytuacji, ale zazwyczaj jest to stan względnie trwałego zaburzenia relacji małżeńskiej; stan, w którym jest coraz więcej bólu i jednocześnie coraz mniej nadziei. To stan, który wymaga innego podejścia niż kryzys. Odwołując się do przytoczonej na początku artykułu metafory, należałoby stwierdzić, że tzw. przewlekły, chroniczny, długotrwały kryzys małżeński jest gotowaniem żaby, czyli powolnym jej zabijaniem. W tej sytuacji jest ona zupełnie bezbronna, ponieważ stopniowo przyzwyczaja się do niszczących ją warunków i nie widzi zagrożenia. To, co powszechnie nazywamy przewlekłym kryzysem, może w rzeczywistości okazać się stanem utrwalonej patologii. Zbyt dosadnie? Rzeczywiście, może lepiej mówić o długotrwałych trudnościach, trudnym życiu bądź pocieszać się stwierdzeniem, że człowiek do wszystkiego się przyzwyczai. Można też oddać się pracy, poświęcić dla dzieci albo rozpuścić odczucia w alkoholu. Ale może jednak warto nazwać rzeczy po imieniu po to, żeby sprowokować kryzys, czyli wyrwać żabę ze stanu groźnego uśpienia, obudzić ją i motywować do walki. Niekiedy zdrowsza jest sytuacja, w której musi coś się zmienić, niż rezygnacja połączona z usilnym przyzwyczajaniem się pod pretekstem, że nic nie da się zrobić. Kryzys jest swego rodzaju wstrząsem, motywującym do zmiany przebudzeniem, rodzącym przerażenie i bunt wyzwaniem. Jak wygląda to w życiu? Oto kilka przykładów, z których każdy można by zacząć od słów: "wszystko było dobrze, aż tu nagle…"; "uderzyłem po raz pierwszy żonę…"; "…zdradziłam męża - totalny szok!"; "od kilku miesięcy codziennie piję…"; "wykrzyczałam córce, że ją nienawidzę…"; "…zauważyliśmy, że już od wielu miesięcy nie rozmawiamy ze sobą, nie sypiamy razem". Być może niektórzy odruchowo próbują robić wszystko, żeby było tak, jak dawniej. Próbują wziąć się w garść i żyć bardziej uważnie, postanawiając, że już nigdy więcej. Próbują przebaczać, sądząc mylnie, że aby to zrobić, trzeba zapomnieć i żyć dalej, mimo wszystko. Wszystkie te strategie pozwalają zażegnać kryzys, zmieniając go, niestety, w stan… No właśnie, czego? Przedłużających się trudności, ciężkiego życia, a może zaburzenia i patologii. Stłumiony wybuch złości zaowocuje kolejnym wybuchem, pozornie zapomniana krzywda będzie obrastać murem żalu i skrywanej nienawiści, wyciszony lekami lęk powróci. Warto powiedzieć sobie, że po pierwszym akcie przemocy, po pierwszej zdradzie, po pierwszym bólu wywołanym samotnością we dwoje nigdy nie będzie tak, jak było wcześniej. Życie zmieni się dość poważnie. Być może małżonkowie zaczną się od siebie konsekwentnie oddalać, zamykać się w sobie, zakładać maski, zawierać każdego dnia na nowo pakt o nieagresji. Może być też tak, że ich toksyczny związek wzmocni i utrwali rodząca się powoli i niszcząca obie strony patologia. Mogą jednak skorzystać z szansy, jaką daje im kryzys. Może wypracują nowe bardziej konstruktywne sposoby radzenia sobie z agresją; staną się bardziej zdolni przebaczać; zaczną być bliżej siebie, kochając się bardziej dojrzale, czule i głębiej. Może - co też warto brać pod uwagę - zerwą swój niszczący, toksyczny, niedający nadziei na wspólne dobre życie związek. Na koniec chciałbym przypomnieć żabę - nie tę z biologicznych eksperymentów, którą ugotować trudno, ale tę z przytoczonej na wstępie metafory. Owszem, wyskakując z gorącej wody, można połamać sobie nogi, ale można też wskoczyć na wyższy poziom i jeszcze bardziej poczuć, że się żyje. Ważne, aby nie dać się ugotować. *** *ks. dr Wiesław Błaszczak SAC - doktor psychologii; duszpasterz, rekolekcjonista. Zajmuje się poradnictwem duchowym i psychologicznym oraz psychoterapią. Od 2003 r. prowadzi prywatną praktykę terapeutyczną w Ośrodku Terapeutyczno-Szkoleniowym OTS w Lublinie ( Artykuł ukazał się w Zbliżeniach nr 5 pt. "Kryzys". Zbliżenia to psychologiczne czasopismo dla małżeństw uwzględniające wartości chrześcijańskie.
Wiek: 22. Odp: młoda mama i młoda żona - kryzys w małżeństwie: (. Może nie jestem doświadczona, ale i tak się wypowiem;) Myślę, że potrzebujecie jakiejś zmiany, żeby odświeżyc waszą miłość. Spróbuj znaleźć kogoś kto zaopiekuje się małą przez dwie godziny i wyskocz na zakupy. Kup coś ładnego, innego, w czym mu się Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Autor Wiadomość Dołączył(a): N sty 22, 2012 21:56Posty: 10 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) RED napisał(a):Moim zdaniem podjelas juz dawno decyzje i szukasz tylko jest Twoja rodzina ktora do Boga po jakims czasie minie lub stanie sie codziennoscia a mysli ze stracilas rodzine nigdy Cie nie mogę powiedzieć, że podjęłam decyzję bo nie wiem co mi "zaoferuje" Bóg w przyszłości. Jest takie powiedzenie: "Chcesz rozbawić Boga?... Opowiedz mu o swoich planach."Wiem jednak, że nigdy nie zrobię niczego co mogłoby doprowadzić do rozpadu mojej rodziny, z wielu powodów, dlatego, że kocham męża i nasze dzieci, oraz dlatego, że małżeństwo jest nierozerwalne, jest sakramentem. Cz lut 02, 2012 21:59 epsilon Dołączył(a): Pt sty 21, 2011 21:32Posty: 111 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) heloł napisał(a):RED napisał(a):Moim zdaniem podjelas juz dawno decyzje i szukasz tylko jest Twoja rodzina ktora do Boga po jakims czasie minie lub stanie sie codziennoscia a mysli ze stracilas rodzine nigdy Cie nie mogę powiedzieć, że podjęłam decyzję bo nie wiem co mi "zaoferuje" Bóg w przyszłości. Jest takie powiedzenie: "Chcesz rozbawić Boga?... Opowiedz mu o swoich planach."Wiem jednak, że nigdy nie zrobię niczego co mogłoby doprowadzić do rozpadu mojej rodziny, z wielu powodów, dlatego, że kocham męża i nasze dzieci, oraz dlatego, że małżeństwo jest nierozerwalne, jest swiadectwo Glorii Polo: tam mowa miedzy innymi o tym jak jej matka modlila sie 38 lat o nawrocenie swojego meza i w koncu je to jest objawienie prywatne, w ktore mozna wierzyc lub nie, wedle wlasnego uznania. Mnie ono dalo wiele do myslenia. Zwlaszcza w odniesieniu do sadu szczegolowego. Ale to juz temat na inna dyskusje...Zycze wytrwalosci. Cz lut 02, 2012 22:56 Necromancer Dołączył(a): Cz paź 19, 2006 7:51Posty: 744 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) heloł napisał(a):Dla mojego męża to nie są WAŻNE sprawy. To znaczy: wg niego można podyskutować na temat tych "czarnych s....", poemocjonować się kolejnymi skandalikami w Kościele i na tej podstawie wysnuwać wnioski o istnieniu bądź niestnieniu Boga (jakie to łatwe, a ludzie się głowią nad tym 2 tys lat ) No i przede wszystkim poprzeżywać "ile to oni mają pieniędzy, ja na tacę nie daję, ale z moich podatków im państwo płaci" itd. itp. zwykłe banały powielane w TV. Jednak to nie są kluczowe dla niego sprawy, bo on tak w sumie ma to w d.... On nie jest jakimś nawiedzonym Palikotowcem, który mierzy linijką czy krzyż ma tyle, lub mniej cm co godło w Urzędzie lub wszystko są sprawy dla mnie ważne. Dotykają mnie do żywego, bo dotyczą mojego Kościoła, mojego gdyby naprawdę tak miał to w d. to w czym problem, aby chodził z tobą do kościoła? Rozumiem, że nie chciałoby mu się angażować w jakieś wspólnoty itd. jednak taki zwykły tradycjonalistyczny katolicyzm nie wymaga dużego wysiłku i wielu konformistów tak robi. Widocznie coś mu w tym jednak przeszkadza i nie przechodzi obojętnie, skoro klerykalizm i dewocja podnoszą tak ciśnienie, że wulgaryzmy cisną mu się na usta. _________________ateista Cz lut 02, 2012 23:11 Anonim (konto usunięte) Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) nawiedzony Palikotowiec? Matko? To jakaś nowa obelga katolików? Pt lut 03, 2012 0:28 1zagubiona Dołączył(a): N lip 25, 2010 12:01Posty: 57 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Tak czytam i zastanawiam się, jak wyrazanie swojej dezaprobaty np do skandali w kościele ma się do odnoszenia się do Boga samego? Czy mogłabyś to przybliżyć? Pt lut 03, 2012 2:55 1zagubiona Dołączył(a): N lip 25, 2010 12:01Posty: 57 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) I mam jeszcze pytanie. Co ty rozumiesz przez słowo nawrócenie, tzn czym się to objawia i co taki człowiek wtedy robi, bądź czego nie robi i w związku z tym jakbyś chciała by zachowywał się taki nawrócony mąż? Pt lut 03, 2012 3:03 Anonim (konto usunięte) Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) heloł napisał(a):...Dla mnie to oznacza, że jestem bezradna wobec sytuacji jaka jest w moim małżeństwie (brak jednośći w wierze) i powinnam całkiem świadomie zawierzyć/polecić nawrócenie męża Bogu... bo moje ludzkie wysiłki nic nie podejście .heloł napisał(a):...Pewnie Twoje małżeństwo należy do wielu, o których słyszałam lub z którymi mam kontakt. W nich właśnie jest JEDNOŚĆ, była jedność niewiary, teraz jest jedność wiary... Znam taki schemat: większość znanych mi małżeństw miała jakiś kryzys (zupełnie nie związany z wiarą) i udała się na rekolekcje / do kościoła itd. I wszystko zaczęło się zmieniać...wcześniej lub później happy end...Nie ta bajka .U nas było troszkę podobnie jak u Was. W skrócie, bo dużo by pisać - pewnego dnia żona położyła się spać jako niewierząca, a rano wstała nawrócona . Taki mały cud .Myślę, że w czasie snu przeżyła Chrzest w Duchu najciekawsze jest to, że za dużo się za nią nie modliłem. Po prostu zadziałał sam Bóg, pomagając mi w mojej bezradności. Gdzieś jest napisane "daje On to we śnie tym, których miłuje" - mogę zaświadczyć, że to prawda . Pt lut 03, 2012 7:04 Anonim (konto usunięte) Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) 1zagubiona napisał(a):Tak czytam i zastanawiam się, jak wyrazanie swojej dezaprobaty np do skandali w kościele ma się do odnoszenia się do Boga samego? Czy mogłabyś to przybliżyć?To przeniesienie niechęci i najprostszy sposób na uzyskanie spokoju. Człowiek szuka dla siebie usprawiedliwienia, inaczej trudno by mu było żyć. Winni są inni. Jeśli mu się to uświadomi to stawia opór zaprzeczając. Każdy człowiek idzie jednak w swoim tempie w rozwoju duchowym i nie powinno się tego procesu przyspieszać. Można wtedy na zawsze kogoś zrazić nie tylko do Boga, ale i do siebie. W małżeństwie mamy podprowadzać współmałżonka do Boga a nie zmuszać do tego, by myślał jak my. Pt lut 03, 2012 7:08 Zoll Dołączył(a): Pn cze 28, 2010 23:24Posty: 624Lokalizacja: Pustynia Mama, tata, Bóg i Szatan Eskalacja konfliktu może doprowadzić do tego: _________________Być wolnym to móc nie kłamać. Pn lut 13, 2012 19:20 kropeczka_ns Dołączył(a): Wt mar 17, 2009 18:36Posty: 2041 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Kochana Ty nie przypadkiem zostałaś postawiona w tej a nie innej sytuacji. Być może właśnie Twoim zadaniem jest doprowadzenie męża do Boga, ale o tym wiesz:) Z praktycznych rad- powierzaj codziennie siebie i jego w modlitwie. Codziennie. Bóg zawsze odpowiada ale często "w swoim czasie". Pamietaj że "Wielką moc posiada wytrwała modlitwa Sprawiedliwego". (Jk 5,16). Ja zaczynam dzień od przeczytania fragmentu Pisma- wstaję zwykle pierwsza, więc nie rzuca się to nikomu w oczy Sposobem mojej koleżanki ze wspólnoty jest też każdy dzień ofiarować w jakiejś intencji- wtedy dużo łatwiej radzić sobie z rozmaitymi sprawami. Ofiaruj w jego intencji rózne swoje wyrzeczenia, swoją pracę, te sytuacje kiedy nie dasz się sprowokować, kiedy wybaczysz pierwsza, kiedy zażegnasz konflikt. Nie wdawaj się w bezsensowne dyskusje typu który ksiądz jest pazerny a który jeszcze jakiś tam. Ludzie nie rozumieją że ma to taki sam sens jak dyskutowanie o przywarach kierowców autobusów czy sprzedawców w sklepie. Czemu każdy potrafi zrozumieć że ludzie sa różni, mają wady i zalety a niektórzy są draniami, ale nie potrafia przenieśc tej oczywistej wiedzy na księży i zamknąć temat? Tego nie pojmuję. A poza tym...poza tym to dedykuję CI wspaniały fragment Listu do Kolosan gdzie właściwie wszystko jest ujęte jeśli chodzi o nasze świadczenie życiem o Chrystusie..Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. 6 Z powodu nich nadchodzi gniew Boży na synów buntu. 7 I wy niegdyś tak postępowaliście, kiedyście w tym żyli. 8 A teraz i wy odrzućcie to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebną mowę od ust waszych! 9 Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, 10 a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył. 11 A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus. 12 Jako więc wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, 13 znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! 14 Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonałości. 15 A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni! 16 Słowo Chrystusa niech w was przebywa z [całym swym] bogactwem: z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach. 17 I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko [czyńcie] w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego. _________________Ania N lut 19, 2012 11:14 Aditu Dołączył(a): Pn lut 20, 2012 22:55Posty: 414 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Heloł, ja myślę, że powinnaś przestać go nawracać. Jeżeli Ty wierzysz, to po prostu praktykuj i rób swoje, może kiedyś powolutku i nieśmiało on także zacznie. A jeżeli nawet nie - czy to zmienia tak wiele? Takiego meżczyznę pokochałaś i on nie jest przez to gorszym że kłótnie wszczynasz Ty, bo nie tak wyobrażasz sobie życie chrześcijańskiego małżeństwa - ale zauważ, że przez 8 lat nie byliście takim małżeństwem, więc Twoje oczekiwania względem niego nie są do końca fair. No bo jak - Ty się nawróciłaś, a on ma z Tobą chodzić do koscioła?To Ty się w tym związku zmieniłaś i Twój mąż nie do końca potrafi tę zmianę zaakceptować. Są związki, w których jedna strona wierzy, druga nie, i są to także związki szczęśliwe. Więc wyluzuj, głowa do góry, będzie dobrze. Wt lut 21, 2012 11:13 piotr81 Dołączył(a): Pn lut 25, 2019 13:08Posty: 1 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Mamy podobny problem z tą różnicą, że zona się nawróciła a ja coraz bardziej się nie mogę słuchać już wyzwisk, nastawiania dzieci przeciwko ojcu, że wszystko zło w domu jest moją winą bo się nie nawrócenie żony tracimy znajomych - bo na każdym spotkaniu ich nawraca a ja(mój błąd gdyż już nie mogę tego słuchać) wchodzę z co nie związane z Bogiem jest złem - wszystkich oczywiście NPR - Bo prezerwatywy to zło... (Jak by nie było celibatu to pewnie byłyby darem Bożym)I Pn lut 25, 2019 13:49 Quinque Dołączył(a): N paź 08, 2017 22:17Posty: 2877 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Piotr81 napisał(a):(Jak by nie było celibatu to pewnie byłyby darem Bożym)Nie rozumiem tego zdania. Jeżeli chodzi o celibat księży to bodajże już w Niceii(325 rok) wydano w tej kwestii pierwsze zalecenia. A ostatecznie wprowadzono go za czasów reformy Gregorjańskiej(od papieża św. Grzegorza VII). Celibat jest bardzo potrzebny i pożyteczny Cytuj: wchodzę z kontrargumentamiMogę ja z nimi podyskutować _________________"In Te, Domine, speravi; non confundar in aeternum" Pn lut 25, 2019 14:29 KFT Dołączył(a): Pn wrz 24, 2018 16:10Posty: 3 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Moja Droga, Sam jestem rok po nawróceniu. Wiem o czym piszesz. Moja kochana żona, była letnia religijnie a ja chłodny. Ja jestem w tej kwestii gorący Na początku było strasznie. Bardzo krótko po moim nawróceniu, gdy chciałem po prostu praktykować moją wiarę, bez jakiejś nawet formy próby przekazania spotykało się to z jej wręcz AGRESJĄ!!Pamiętaj proszę. Rogaty atakuje nawróconych szczególnie poprzez najbliższych z jego otoczenia. Naprawdę momentami stają się wręcz nie do poznania. Mówią rzeczy, o które byś nigdy ich nie podejżewała. Rok codziennych modlitw i jest lepiej. Nadal jest chłodna w tym temacie, ale akceptuje już moje formy praktyki religijne. Nawet można powiedzieć, że pomaga mi to zorganizować czasowo. Umożliwia mi je. Nie ma już tej agresji. Nie ma kłótni w tym temacie. Cały czas modlę się z wiarą iż się którego dnia uda. Że światło pana dotrze do jej serca. Że je dopuści. Niedługo chrzcimy dziecko. Zapytałem czy poszłaby do spowiedzi. Trochę początkowo pokręciła nosem, ale nie odmówiła. Dopytała o szczegóły spowiedzi u nas w parafii (godziny itp). Jest nadzieja. Pomódlcie się proszę ze mną aby się udało. Ja pomodlę się za Was. Z Wiarą siostro (jeśli mogę tak powiedzieć). Szczęść Boże Pn mar 04, 2019 11:21 Quinque Dołączył(a): N paź 08, 2017 22:17Posty: 2877 Re: Kryzys w małżeństwie ... przez nawrócenie (?) Jestem mężczyzną _________________"In Te, Domine, speravi; non confundar in aeternum" Pn mar 04, 2019 23:41 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników Postanowiłam napisać na forum, ponieważ mam kryzys w małżeństwie niestety nie potrafię sobie z tym poradzić , nie wiem co robić. Mężatka jestem od 10 lat w związku 16 lat. Poznałam męża jeszcze za czasów szkolnych. Problem w małżeństwie zaczął się już bardzo dawno, mój mąż pochodzi z rodziny katolickiej nie praktykującej. Member Zarejestrowany: Jan 2019 Wiadomości: 76 Witajcie, moje małżeństwo przechodzi kryzys. Rozmowy nie pomagają. Uważam, że jedynym rozwiązaniem jakie nam pozostało jest gniezno. Czy ktoś z Was próbował ratować swój związek w gabinecie? Czy jest o co walczyć? Jestem załamana, bo nie chcę spisywać na straty dziesięcioletniego małżeństwa. Last edited by disne; 26-06-2020, 16:30. Powód: link Junior Member Zarejestrowany: Jun 2020 Wiadomości: 1 Odp: Kryzys w małżeństwie Skąd ja to znam... U mnie nie tylko w małżeństwie ostatnio się nie układa. Ogólnie życie ciężkie się jakieś zrobiło. Pęd życia, nadmiar obowiązków... żyjemy za szybko i rzeczywiście nieustannie towarzyszy nam stres. Słabsze osoby zwyczajnie sobie z nim nie radzą. Co w takim razie powinniśmy zrobić? Myślę, że rozmowa z psychologiem to bardzo dobry pomysł. W Warszawie warto skontaktować się ze specjalistami z Mają 4 poradnie w mieście, umożliwiają także wizyty online. Duże doświadczenie, ludzkie podejście i rozsądne ceny. Last edited by disne; 26-06-2020, 16:30. Powód: link Skomentuj Junior Member Zarejestrowany: Mar 2020 Wiadomości: 14 Odp: Kryzys w małżeństwie Nie znam związku, który nie przechodziłby nigdy kryzysu, to już jest wpisane w jego naturę Niestety, będąc z kimś 10 lat - mając go u boku prawie cały czas, śpiąc z nim, jedząc z nim, wyjeżdżając z nim na wakacje, po prostu nudzimy się nim i to z wzajemnością. To jest całkowicie normalne, a potęguje w okolicach 40stki, kiedy zaczynamy czuć ten bagaż lat i zaczynamy pewne kwestie w naszym życiu podsumowywać. Polecam ciekawą książkę psychoterapeurki Katarzyny Kucewicz na temat właśnie kryzysów w związkach i sposobów/możliwości ich rozwiązywania Last edited by gagatka; 18-09-2020, 15:24. Powód: link Skomentuj Junior Member Zarejestrowany: Oct 2020 Wiadomości: 4 Jak ja miałem kryzys w małżeństwie to podjąłem decyzje że zabiorę moja kochaną małżonkę do Francji. Wtedy skorzystaliśmy z bardzo dobrej firmy xxx . Last edited by gagatka; 21-10-2020, 11:15. Powód: link Skomentuj Junior Member Zarejestrowany: Mar 2020 Wiadomości: 15 najlepiej to zrobic jakąs odskocznie od codziennego zycia. pojechac gdzies, pogadac o pierdołach, zrobic cos razem. polecam wynając przyczepe campingową na półwyspie helskim xxx i pozwiedzac troche Last edited by gagatka; 28-01-2021, 17:06. Powód: link Skomentuj Member Zarejestrowany: Nov 2020 Wiadomości: 31 Jak trafi się dobry specjalista to na pewno pomoże Skomentuj psgnva1.